Tak sobie pomyślałam, że najlepiej zacząć od początku :) Jak decoupage stał się sporą częścią mojego życia...
Jako rasowa kura domowa (raczej z przymusu niż z wyboru) i jako częsty bywalec urzędu pracy wypatrzyłam sobie kurs "Decoupage od podstaw" czy coś takiego... Walczyłam jak lwica o miejsce i dzień przed rozpoczęciem szkolenia okazało się, ze ktoś zrezygnował (o jak ja temu komuś baardzo dziękuję!!!)... I wtedy się zaczęło. Już na pierwszych zajęciach wpadłam jak śliwka w kompot... A z każdym dniem robiło się coraz ciekawiej... Od deski, po świeczniki, podstawki pod świece, szyldziki, talerze i bombki (na wielką prośbę kursantek i kursantów). W fantastycznej atmosferze, otoczona pędzelkami, gąbkami, farbkami, klejami, lakierami i innymi cudeńkami, pod czujnym okiem instruktorki Hogis (bądź co bądź fantastycznej osoby), popłynęłam.... i płynę do dziś :) Pokarzę Wam kilka zdjęć moich pierwszych prac... Ale po woli muszę dostać się do zaczarowanego kuferka i je odkopać. Dziś prezentuję moje pierwsze pudełko a co za tym idzie trzecią przygodę (bo był jeszcze talerz i podstawka pod świecę) z kraczkiem dwuskładnikowym.A teraz dzisiaj skończone pudełko. Z tym samym motywem co kot mamrot. Ponieważ kocisko na stałe zagościło w sypialni, postanowiłam zrobić kilka rzeczy pasujących do kociego garnituru :) Oto pudełko...